czwartek, 12 maja 2016

Lilka w rezerwacie /// trasa spacerowa wokół Jeziorska


Co robi Łodzianin gdy chce odpocząć na łonie natury i zanurzyć kolana w bajorze ? W zależności od ilości czasu, jakim dysponuje i środka transportu, może pojechać w 3 miejsca, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Nigdy nie skupiałam się zanadto nad ich urokami, bardziej liczyły się dla mnie walory imprezowe. Jednak z wiekiem zmienia się nastawienie i coraz mocniej ciągnie wilka do lasu. Zapraszam na przegląd okolicznych akwenów i korzystanie z wiosny póki jest.






ARTURÓWEK
Mały zbiornik otoczony Parkiem Krajobrazowym Wzniesień Łódzkich. W słoneczny weekend bywa tam bardzo tłoczno. Wody nie jest dużo, można z łatwością obserwować ludzi wylegujących się po drugiej stronie. Wkoło bary z frytkami, rowerzyści, park linowy, konie i bryczki, parkingi, dzieci, partyzanckie grille itp. Zaletą tego miejsca jest fakt, że można do niego dojechać kominikacją miejską lub rowerem w krótkim czasie i, ewentualnie czmychnąć wgłąb lasu.

SULEJÓW
Spory zalew za Tomaszowem, około godziny drogi autem od Łodzi. Wkoło bajora jest nieźle rozwinięta infrastruktura, która przy okazji burzy spokój i ciszę. Nad Sulejowem można łowić ryby, popływać kajakami albo na desce lub rozbić namiot, rozpalić grilla, uchlać się i zarzygać ściółkę leśną (ulubione miejsce maturzystów !). Typowa imprezownia wśród drzew. Oczywiście, jeśli się bardzo postarać można tam znaleźć bardziej zaciszne skrawki terenu ale to raczej zabawa dla wytrwałych.

JEZIORSKO
Czyli zbiornik zaporowy na rzece Warcie, który powstał w latach 80. Zdecydowanie spokojniejsza alternatywa od pozostałych, choć i tu znajdziecie campingi i wypożyczalnię rowerków wodnych. Południową część terenu okala rezerwat ornitologiczny, od którego zaczęliśmy nasz majówkowy spacer. Praktycznie cały teren mozna objechać autem, co jakiś czas napotykając kolejne parkingi. 
Zostawiamy wiec auto i wbijamy się na teren rezerwatu. O dziwo nie ma tu na zakazu wprowadzania psów wiec Lilka jest w siódmym niebie buszując wśród zarośli. Oglądamy kaczki, bociany, czaple i inne ptaszory. Warta rozlewa się na okoliczne łąki tworząc małe bajorka, w których kumkają żaby. Iście sielska atmosfera mimo zbliżającej się burzy. Na początek zaliczyliśmy 5 kilometrów spaceru a sucz kąpiel błotną. Lilka jest jak kameleon, podczas każdego dłuższego spaceru w plenerze zmienia kolor sierści z białej na brunatną i wracamy do domu z umorusanym śmierdzielem w ciapki (Czy ktoś potrafi wskazać choć jedną zaletę białego umaszczenia? bo ja nie).


Wracamy do auta, jedziemy na zachodni brzeg lub - jak kto woli - west coast ;) Tam udaje się nam znaleźć małą, zaciszną plażę wśród sitowia, gdzie Lilka szaleje z patykiem. Na widok wody poczuła zew natury. Jednocześnie, ze zdziwieniem odkryła, że nie potrafi pływać. Nie przełamała się nawet gdy upatrzony patyk odpłynął z falami wywołanymi przez motorówkę. Stała w wodzie po ogon a w oku zakręciła się jej łza. Szybko jednak znalazła godnego następce i szalała dalej. W oddali przepłynęła łódka a za nami pasły się krowy. Dla takiego mieszczucha, jak ja, to był kosmos, jakby inny, lepszy świat. Zawsze zresztą wydawało mi się (i to sie chyba nigdy nie zmieni), że nad wodą zawsze jest lepiej. Kuba trochę ze mnie szydził bo na nim, wychowanych poza zgiełkiem wielkiego miasta, taki krajobraz nie robi wielkiego wrażenia. My z Lilka miałysmy za to super zabawę. Po pierwszych grzmotach wróciliśmy jednak do auta i pojechaliśmy dalej, wprost przez zaporę. Kuba wypatrzył mini wodospady na rzece i przystanęliśmy jeszcze na chwilę nad samą Wartą. Godzinę później byliśmy już w domu i przeglądalismy zdjęcia z wycieczki. Naprawdę trudno mi było zrobić selekcję, dlatego wrzucam sporą dokumentację. 



Zapewne powtórzymy jeszcze kiedyś ten wypad a teraz już szykujemy mapy na długi weekend w piennińskich Kluszkowcach. Wklejam mapę zalewu dla zainteresowanych i kilka zdjęć tej malowniczej okolicy. Jak widać prąd rzeki po burzy był niczego sobie a wiosna zdołała nieźle zazielenić okolicę. W czasie spaceru ścieżkami rezerwatu, co kilkaset metrów napotykaliśmy na budki do obserwowania zwierzyny, jednak w czasie naszego pobytu jedynym grubym zwierzem była Lilka. Dodam jeszcze na koniec, że dzięki Bravecto, nie przywieźlismy do miasta nawet pół kleszcza.

Brak komentarzy :