poniedziałek, 4 kwietnia 2016

szkolenie level 2 - witamy w grupie

Doczekaliśmy się. Po dwóch tygodniach treningów dołączyliśmy do grupy. Godzina szkolenia przesunęła się z 9 ma 10 (uff, wreszcie można się troszkę wyspać). 9:50 jesteśmy na parkingu, pojawiają się kolejni uczestnicy spotkań. Lileczka oczywiście dostaje szału, zaczyna wić się na smyczy i syczeć jak kobra. Chrząka, wierci się, z jej krtani wydobywają się dźwięki przypominające obcego z Nostromo. próbujemy zachować spokój i usadzić ją przy nodze. Obserwujemy z bezpiecznej odległości i czekamy na pomoc pana Marka. Wreszcie nadchodzi - nasz psi guru. Lilka próbuje się z nim przywitać ale to nie miejsce na czułości, bierzemy się do roboty.
Tak było za pierwszym razem, ponad dwa tygodnie temu. Dziś jesteśmy już po 4 spotkaniach a przed nami jeszcze kilka miesięcy pracy z nerwicą Lilki.

Z grubsza wykonujemy te same polecenia co na indywidualnych lekcjach, z tym , że w bliskim sąsiedztwie innych psów i ich właścicieli. 10-12 zwierzaków chodzi, siedzi, waruje (i wariuje) w kółku. Około metra przed i za nami podążają pozostałe nieogary. Na razie wszystkie na smyczy.
Ćwiczenia w grupie można podzielić na 3 etapy:
1. płynne i dynamiczne przechodzenie z jednej komendy w drugą.
2. trening cierpliwości - każda z pozycji musi być wytrzymana po kilka minut
3. interakcja - to najtrudniejsza dla mnie część bo i najbardziej stresująca. Psy mijają się chodząc slalomem. Pies, który jest w ruchu ma równać i trzymać tempo właściciela, nie zaczepiać i nie garbić się. Pies, który jest mijany ma siedzieć przy nodze i nie zważać na przechodnia. Inne zadanie to zawężenie kółeczka. Spotykamy się w centrum, psy siadają koło siebie w możliwie najmniejszej odległości.

Zajęcia grupowe to coś, na czym najbardziej nam zależało w procesie szkolenia Lilki. Nie mamy zaprzyjaźnionych psiaków, z którymi nasz odludek mógłby się socjalizować, a na widok psa na spacerze dostaje szału. Poza grupą nasz pies jest prawie idealny, chodzi przy nodze, staje, waruje. Jednakże weekendowe spotkania wyzwalają w niej szatana. Nie zawsze oczywiście, zależy od dnia. W minioną niedzielę osiągnęła na przykład apogeum rozwydrzenia i przez bitą godzinę szczekała, ujadała i wyła. Wykonywanie ćwiczeń w takim rozkojarzeniu jest drogą przez mękę - zarówno dla niej jak i dla nas. 

W tygodniu częściej ćwiczy z nią Kuba. W tym miejscu bije przed nim pokłony i posypuje głowę popiołem. Każdy spacer, a jest ich dziennie ok. czterech, połączony jest z powtarzaniem komend. Ja, przed zluzowaniem smyczy i daniem Lilce czasu wolnego, nakazuje jej wykonać pełną serię. Dopiero jak wykona wszystko bezbłędnie może sobie pohasać po krzakach. W weekendy dzielimy się po połowie i, w trakcie szkoleń w grupie, zmieniamy po 30 minutach. Oczywiście łatwiej ma osoba, która przejmuje stery w drugiej części zajęć, ponieważ przez pierwsze pół godziny Liluch zdąży się już trochę zmęczyć i jest łatwiejsza do ogarnięcia. Wolę być tą drugą ale ostatnio Kuba się zbuntował i to ja zaczynałam obchód w kółku.

Na poczet sukcesów możemy zaliczyć warowanie z siadu - najtrudniejszą do ogarnięcie komendę. Wersja ze stania udaje się na razie w połowie przypadków. Kolejną zaletą pracy z Lilką są spacery na luźnej smyczy, których brak był zwłaszcza dla mnie upierdliwością. Udało nam się też wypracować z Lilką jej cierpliwość - nie wytrzymuje jeszcze zbyt długo ale minutę w jednej komendzie potrafi już ustać. Nawet w trakcie zaczepnych krzyków i gwizdów prowadzącego zajęcia siedzi przy nodze - brawo Lilka!. Największą porażką w tym wszystkim jestem ja ponieważ zdecydowanie za mało z psicą ćwiczę przez co opóźniam jej rozwój, ale obiecuję poprawę.

Po godzinie ćwiczeń, emocji i atrakcji Lilka zalega na kanapie i nie ma psa do wieczora. Nie reaguje na dźwięk karetki, szczekania psów za oknem, ruch na klatce. Nic tak nie męczy jak darcie ryja przez pół poranka. Kima i chrapie jak po 8 godzinach na kopalni. To dodatkowa zaleta szkoleń.


Brak komentarzy :