* Co wiemy o panu Marku i co odróżnia jego podejście od tych, z którymi mieliśmy do tej pory do czynienia ?
1. Pan Marek nie jest behawiorystą ani kołczem, ani żadnym innym magikiem, jest praktykiem.
2. Nie zrobił szerokiego wywiadu ( po prawdzie nie spytał nawet o imię psa) tylko od razu, bez zbędnych wstępów wziął Lilkę w obroty a my staliśmy jak wryci obserwując, jak nasza księżniczka mu się podporządkowuje.
3. Pierwszy kontakt z nim to była rozmowa telefoniczna, w której dał mi się w pełni wypowiedzieć (szok !) i nakreślić problem - piszę o tym, bo to rzadkość - do tej pory nikt nie pozwolił mi się wygadać za to wszyscy od razu mieli swoje teorie i zdanie nt. psa.
4. Pan Marek jest trenerem posłuszeństwa i obronności ale też hodowcą z dwudziestoletnim stażem i prowadzi hotel dla psów pod Łodzią.
6. Na zajecia przyjeżdżają psy z Bydgoszczy i Hamburga - jest zatem szansa, że Lilka przy okazji nauczy się jezyków obcych, 2 w 1.
7. Pan Marek nie ma jednego palca, który stracił w starciu z psem mordercą. Chodzi w jeansach, ma siwe włosy i traperską czapkę)
Ogólnie wzbudził nasze zaufanie od początku - małomównością, zrównoważeniem, dyscypliną i prostymi zasadami, które stara się nam i Lilce przekazać. Treningi u niego trwają godzinę, dwa razy w tygodniu, bez względu na pogodę. Godzinę ! Nie 45 minut ani nawet nie 55 - 60 minut z zegarkiem w ręku.
System jest prosty - jak tylko cała trójka opanuje podstawowe komendy, dołączamy do grupy - od nas zależy ile to potrwa. Zaczęliśmy od podstawowych komend.
"Mamo, ale to głupie! Ja chce siku, o listek, o ptaszek - zjem go, dzieciaki ! Mogę się przytulić? " - dla Liluszka to szok, że nie może ciągnąć na smyczy i ktoś ją nieustannie koryguje.
"Łee, to łatwe, umiałam to od zawsze" - Fakt, to opanowała zanim się poznaliśmy

"Ke ? ale ja chce iść z tobą, mamoooo!"- Lilka jest do nas przyklejona i nie cierpi kiedy się bez niej oddalamy. Co innego jeśli ona decyduje, żeby się samoczynnie oddalić...

"Bez sensu, jestem na dworku to chce chodzić, wszędzie :(" Te komendę przyjmuje zawsze ze szczerym zdziwieniem

"Chyba k***a jakiś jołk. Na mokrym chodniku mam cycki oprzeć? No bez jaj..." - Z tym idzie nam najgorzej. Księżniczka może być umorusana w błocie po szyje ale klata oparta o zimne podłoże nie mieści się w jej małym móżdżku.
Na pierwsze spotkanie Lilka zareagowała szokiem i chodziła jak w zegarku. Po drugim (w deszczu) miała na nas mega focha wielkości Stadionu ŁKSu (obok którego nawiasem mówiąc odbywją się zajęcia) i wykonywała polecenia bez większego zaangażowania. Pokładamy jednak wielkie nadzieje w tym szkoleniu.
Więcej szczegółów na temat metod pana Marka i naszych postępów (oby jakieś były!) niebawem.